I chyba już to zaakceptowałam.
I z całą pewnością mam Ich w swoim okaleczonym sercu już na zawsze.
Ale i tak czasem jest tak źle...znów te same pytania, które jak zawsze zostają bez odpowiedzi...
Powyższe zdjęcie wynalazł mój mąż. Upublicznił je nawet na jednym z portali społecznościowych i cieszy mnie to, bo wyjątkowo rzadko daje znak że pamięta. Ot, taki "prawdziwy mężczyzna" który mocno i szczelnie zakopuje w sobie swoje smutki. Nie wyciąga ich by nie bolało, bo lepiej jak są schowane.
Ja bym chciała inaczej, chciałabym móc częściej rozmawiać z nim o tym co się stało, chciałabym czuć że jemu też ich tak bardzo brakuje, że tęskni równie mocno, że jemu też zawalił się świat, że czuje tą gorycz związaną z niespełnionymi marzeniami, które były tak blisko...
Przed rozpoczęciem pisania tego posta czytałam w necie artykuł Zorki.
Z automatu a i trochę z przekory, by więcej ludzi znało ten problem kliknęłam "lubię to"
Ktoś napisał "głowa do góry" i co na to odpowiedzieć? normalnie odburknęłabym coś chamskiego, no bo co ty "ktosiu" możesz wiedzieć o mojej stracie, jak śmiesz pisać mi "głowa do góry"?
opamiętanie przyszło w odpowiednim momencie (dzięki Asiu!) i świadomość, że ten ktoś pewnie chciał dobrze, a to jedyny sposób w jaki potrafi to wyrazić.
Właśnie dla takich sytuacji rozmyślam nad pomysłem podrzuconym przez bliską mi osobę by zająć się tym zjawiskiem bardziej "profesjonalnie", by uświadamiać, by uczulać na popełnianie gaf, by uczyć jak radzić sobie z rodzicami po stracie, by pamiętać o utraconych dzieciach!