piątek, 28 listopada 2014

Daj mi czas...



Ostatnio taka piosenka na tapecie dnia codziennego
Potrzebuję czasu, by wszystko poukładać.. zbyt dużo żalu, złości i niedomówień

Tak, mowa o kryzysie.
I nie mogę czasem uwierzyć że oboje do tego doprowadziliśmy, bo przecież tak wiele za nami.

Dlatego potrzebuję czasu, a w trakcie w głowie układa mi się playlista piosenek mojego życia.
Macie tak? ja uwielbiam wsłuchiwać się w słowa piosenek i czasem przypasowywać je do jakiejś sytuacji z życia.
W ważnych momentach życia zawsze na "tapecie" mam jakąś piosenkę, później to ona przypomina mi od danej sytuacji, czasem jest radośnie a czasem płaczliwie.

Mam nadzieje że za jakiś czas, ta piosenka będzie mi się kojarzyć tylko z przejściowymi problemami, a na ich wspomnienie będę czuła się znów silniejsza.

niedziela, 9 listopada 2014

8 listopada

Minął rok, odkąd Oliwka jest z nami :-)
taki rok od zrobionego testu - oczywiście.
Rok, niby tak niewiele a jednak tak duzo!
ogromna przepaść między tym co było i tym co obecnie jest.
Rok temu to byl chyba 36dc, nie wiem bo nie pilnowałam tych dni tak skrupulatnie jak kiedyś, nie łudziłam sie nadzieją na łatwa, szybką ciąże, wkońcu o chłopców tak ciężko walczyliśmy. Wieczorem mieliśmy spotkać się ze znajomymi i test zrobiłam rano chyba tylko po to by wiedzieć czy na pewno mogę wlać w siebie jakieś procenty.
Nasiusiałam na patyczek i czekam, nie pamiętam czy mąż był od razu przy mnie czy go zawołałam w każdym razie ujrzeliśmy dwie kreski! nie uwierzyłam i zaczęłam szukać instrukcji do testu by upewnić się że dwie kreski oznaczają ciąże, w międzyczasie w histerii wygoniłam męża po kolejne testy, bo "ten na 100% jest uszkodzony". Pojechał, kupił, nasiusiałam na kolejne dwa testy i wynik był ten sam - dwie kreski, które kiedyś, jeszcze jak nie było chłopców, tak bardzo chciałam ujrzeć.
Dziś moje dwie kreski mają juz 4 miesiące i nauczyły się (głośno!) piszczeć by zwrócić na siebie uwagę,  nieśmiało wykonuje obroty, pięknie wszystko chwyta w obie ręce i pcha do buzi no i przesypia całe noce!
she was so worth the wait!

czwartek, 6 listopada 2014

Przemyślenia ...o śmierci

Jestem matką, która straciła swoje dzieci, każdą tragedię rozpatruję pod kątem tego co przeżywają rodzice, których dziecko umarło, miało wypadek, zachorowało...


Na obchodach Dnia Dziecka Utraconego uczestniczyliśmy w Mszy św sprawowanej w intencji nas: Rodziców po stracie oraz naszych dzieci, które odeszły.
W trakcie modlitwy powszechnej były wyczytywane imiona i nazwiska naszych dzieci.
W kościele narastał odgłos szlochania, wyczytywaniu nazwisk nie było końca...
Dużo za dużo dzieci umiera, każde imię to czyjaś tragedia, nieprzespane od łez oczy, to ból z którym trzeba zmagać się każdego dnia.
Po mszy odbyło się spotkanie rozpoczynające kolejny cykl spotkań dla rodziców po stracie, przyszło dużo osób, każdy ze swoją historią i cierpieniem.
Wtedy po raz kolejny przychodzi oświecenie, coś o czym doskonale wiem, jednak zrzucam w czeluści siebie i staram się nie wyciągać za często.
Nie tylko małe dzieci takie jak Tymek i Piotruś odchodzą, czasem jest to 36 letni mężczyzna, który umiera na sepsę, czasem 17 letni chłopiec, którego potrącił pociąg, czasem półtoraroczny chłopiec, który miał ukrytą białaczkę.

I boję się wtedy, boję się że mogę jeszcze ją stracić, za dużo słyszałam/czytałam o ludzkich tragediach... w tamtym czasie w dziwny sposób mi to pomagało, teraz mnie przeraża. Na samą myśl o tym drżę i płaczę od razu, bo wiem, że nie dałabym rady przeżyć tego jeszcze raz... tylko wtedy znów myślę o tym, że zostawiłabym swoich rodziców, z tym bólem i cierpieniem którego nikomu nie życzę...

W ostatniej tragedii która miała miejsce w Katowicach zginęli rodzice i ich około 2 letni syn.
I czuje żal że to się stało, że jedna chwila i zginęli niewinni ludzie, a w głębi duszy myślę sobie, choć to bardzo nieracjonalne, że dobrze że są tam razem...

Niedawno umarła jedna z naszych aktorek Ania, na wieść o jej śmierci po raz kolejny pierwsze co przyszło do głowy to to, jak bardzo cierpią jej rodzice, jednak z każdym kolejnym komentarzem czytanym do mojej głowy docierało, że ona zostawiła dzieci i nagle dostałam przysłowiowym obuchem w łeb, jeśli ja odejdę to też ją stracę, może nie zdążę nauczyć jej wszystkiego, może nie pokażę wszystkiego co chciałabym pokazać, nie przeczytamy wspólnie bajek, nie zrobimy pierogów i ciasta... i boję się o swoje życie, nie chce jej zostawić, mimo że jeszcze jakiś czas temu chciałam jak najszybciej dołączyć do nieba by spotkać chłopców to teraz już nie chce!

Odkąd jest Oliwka bardziej boję się śmierci...

poniedziałek, 3 listopada 2014

Słodko - gorzki dzień wszystkich świętych

Słodko - gorzko...
Gorzko - przez łzy spływające po policzkach, kiedy mijam prędko kolejne alejki cmentarza by czym prędzej dotrzeć na miejsce, by móc dotknąć stojące na grobie aniołki i w ten sposób przywitać się z nimi. Szybko zapalam te znicze, które już zgasły zła na siebie, że dopuściłam by choć przez chwilę nie paliły się w takim dniu. Szybko przestawiam i ustawiam nowe znicze od najbliższych, nowe kwiatki i aniołki tak ich dużo, że ledwo mieszczą się na tym małym grobie.
Czemu wszystko robię szybko? Bo w każdej chwili mogę być potrzebna, dla Oliwki, która nie rozumie powagi tego dnia a po przebudzeniu się w wózku czy to na cmentarzu czy placu zabaw zawsze pięknie się do nas uśmiecha.
I wtedy jest słodko...

Wyobrażam sobie, że kiedyś ten kawałeczek ziemi z pomnikiem dla chłopców będzie dla niej po trochu placem zabaw, będzie mówić im "cześć" i "papa", przyniesie zabawki i laurki...
i wtedy jest tak słodko-gorzko, bo mimo że pogodziłam się już z tym że jest tak to w takie dni jak te zawsze jest jakoś gorzej...





Chłopcy [*]
Aniołkowa Bando [*][*][*]