piątek, 28 listopada 2014

Daj mi czas...



Ostatnio taka piosenka na tapecie dnia codziennego
Potrzebuję czasu, by wszystko poukładać.. zbyt dużo żalu, złości i niedomówień

Tak, mowa o kryzysie.
I nie mogę czasem uwierzyć że oboje do tego doprowadziliśmy, bo przecież tak wiele za nami.

Dlatego potrzebuję czasu, a w trakcie w głowie układa mi się playlista piosenek mojego życia.
Macie tak? ja uwielbiam wsłuchiwać się w słowa piosenek i czasem przypasowywać je do jakiejś sytuacji z życia.
W ważnych momentach życia zawsze na "tapecie" mam jakąś piosenkę, później to ona przypomina mi od danej sytuacji, czasem jest radośnie a czasem płaczliwie.

Mam nadzieje że za jakiś czas, ta piosenka będzie mi się kojarzyć tylko z przejściowymi problemami, a na ich wspomnienie będę czuła się znów silniejsza.

niedziela, 9 listopada 2014

8 listopada

Minął rok, odkąd Oliwka jest z nami :-)
taki rok od zrobionego testu - oczywiście.
Rok, niby tak niewiele a jednak tak duzo!
ogromna przepaść między tym co było i tym co obecnie jest.
Rok temu to byl chyba 36dc, nie wiem bo nie pilnowałam tych dni tak skrupulatnie jak kiedyś, nie łudziłam sie nadzieją na łatwa, szybką ciąże, wkońcu o chłopców tak ciężko walczyliśmy. Wieczorem mieliśmy spotkać się ze znajomymi i test zrobiłam rano chyba tylko po to by wiedzieć czy na pewno mogę wlać w siebie jakieś procenty.
Nasiusiałam na patyczek i czekam, nie pamiętam czy mąż był od razu przy mnie czy go zawołałam w każdym razie ujrzeliśmy dwie kreski! nie uwierzyłam i zaczęłam szukać instrukcji do testu by upewnić się że dwie kreski oznaczają ciąże, w międzyczasie w histerii wygoniłam męża po kolejne testy, bo "ten na 100% jest uszkodzony". Pojechał, kupił, nasiusiałam na kolejne dwa testy i wynik był ten sam - dwie kreski, które kiedyś, jeszcze jak nie było chłopców, tak bardzo chciałam ujrzeć.
Dziś moje dwie kreski mają juz 4 miesiące i nauczyły się (głośno!) piszczeć by zwrócić na siebie uwagę,  nieśmiało wykonuje obroty, pięknie wszystko chwyta w obie ręce i pcha do buzi no i przesypia całe noce!
she was so worth the wait!

czwartek, 6 listopada 2014

Przemyślenia ...o śmierci

Jestem matką, która straciła swoje dzieci, każdą tragedię rozpatruję pod kątem tego co przeżywają rodzice, których dziecko umarło, miało wypadek, zachorowało...


Na obchodach Dnia Dziecka Utraconego uczestniczyliśmy w Mszy św sprawowanej w intencji nas: Rodziców po stracie oraz naszych dzieci, które odeszły.
W trakcie modlitwy powszechnej były wyczytywane imiona i nazwiska naszych dzieci.
W kościele narastał odgłos szlochania, wyczytywaniu nazwisk nie było końca...
Dużo za dużo dzieci umiera, każde imię to czyjaś tragedia, nieprzespane od łez oczy, to ból z którym trzeba zmagać się każdego dnia.
Po mszy odbyło się spotkanie rozpoczynające kolejny cykl spotkań dla rodziców po stracie, przyszło dużo osób, każdy ze swoją historią i cierpieniem.
Wtedy po raz kolejny przychodzi oświecenie, coś o czym doskonale wiem, jednak zrzucam w czeluści siebie i staram się nie wyciągać za często.
Nie tylko małe dzieci takie jak Tymek i Piotruś odchodzą, czasem jest to 36 letni mężczyzna, który umiera na sepsę, czasem 17 letni chłopiec, którego potrącił pociąg, czasem półtoraroczny chłopiec, który miał ukrytą białaczkę.

I boję się wtedy, boję się że mogę jeszcze ją stracić, za dużo słyszałam/czytałam o ludzkich tragediach... w tamtym czasie w dziwny sposób mi to pomagało, teraz mnie przeraża. Na samą myśl o tym drżę i płaczę od razu, bo wiem, że nie dałabym rady przeżyć tego jeszcze raz... tylko wtedy znów myślę o tym, że zostawiłabym swoich rodziców, z tym bólem i cierpieniem którego nikomu nie życzę...

W ostatniej tragedii która miała miejsce w Katowicach zginęli rodzice i ich około 2 letni syn.
I czuje żal że to się stało, że jedna chwila i zginęli niewinni ludzie, a w głębi duszy myślę sobie, choć to bardzo nieracjonalne, że dobrze że są tam razem...

Niedawno umarła jedna z naszych aktorek Ania, na wieść o jej śmierci po raz kolejny pierwsze co przyszło do głowy to to, jak bardzo cierpią jej rodzice, jednak z każdym kolejnym komentarzem czytanym do mojej głowy docierało, że ona zostawiła dzieci i nagle dostałam przysłowiowym obuchem w łeb, jeśli ja odejdę to też ją stracę, może nie zdążę nauczyć jej wszystkiego, może nie pokażę wszystkiego co chciałabym pokazać, nie przeczytamy wspólnie bajek, nie zrobimy pierogów i ciasta... i boję się o swoje życie, nie chce jej zostawić, mimo że jeszcze jakiś czas temu chciałam jak najszybciej dołączyć do nieba by spotkać chłopców to teraz już nie chce!

Odkąd jest Oliwka bardziej boję się śmierci...

poniedziałek, 3 listopada 2014

Słodko - gorzki dzień wszystkich świętych

Słodko - gorzko...
Gorzko - przez łzy spływające po policzkach, kiedy mijam prędko kolejne alejki cmentarza by czym prędzej dotrzeć na miejsce, by móc dotknąć stojące na grobie aniołki i w ten sposób przywitać się z nimi. Szybko zapalam te znicze, które już zgasły zła na siebie, że dopuściłam by choć przez chwilę nie paliły się w takim dniu. Szybko przestawiam i ustawiam nowe znicze od najbliższych, nowe kwiatki i aniołki tak ich dużo, że ledwo mieszczą się na tym małym grobie.
Czemu wszystko robię szybko? Bo w każdej chwili mogę być potrzebna, dla Oliwki, która nie rozumie powagi tego dnia a po przebudzeniu się w wózku czy to na cmentarzu czy placu zabaw zawsze pięknie się do nas uśmiecha.
I wtedy jest słodko...

Wyobrażam sobie, że kiedyś ten kawałeczek ziemi z pomnikiem dla chłopców będzie dla niej po trochu placem zabaw, będzie mówić im "cześć" i "papa", przyniesie zabawki i laurki...
i wtedy jest tak słodko-gorzko, bo mimo że pogodziłam się już z tym że jest tak to w takie dni jak te zawsze jest jakoś gorzej...





Chłopcy [*]
Aniołkowa Bando [*][*][*]

środa, 15 października 2014

Bo choć życia nabrało barw...

Bo choć życie nabrało barw, nie zapomnę... nigdy!

I w taki dzień jak dziś, uśmiech przeplata się z rozpaczą i żalem.
O skrajne te emocje przyprawiają mnie moje dzieci...
Bo kiedy serce pęka i rana w nim znów tak bardzo boli, że łzy spływają po policzkach moje ziemskie dziecko, jak za sprawą magii spogląda na mnie i obdarza najpiękniejszym uśmiechem.
I czuję że to sprawka moich Anielskich dzieci, które pogodzone z losem szaleją na najlepszej imprezie organizowanej w niebie, zsyłając na nas swoje uśmiechy.

I nie chce myśleć już, jakby to było gdyby oni żyli - nie ma to sensu bo wtedy nie miałabym Oliwki i kto wie, może wtedy też byłoby mi źle. I będzie już tak zawsze, już zawsze oni będą tam, a my tu i będziemy doszukiwać się tylko delikatnych znaków z Aniołkowa tu na ziemi.
Zawsze będą w naszych sercach, myślach i modlitwach..


Tęsknie i walczę o pamięć o nich.
To tak niewiele co mogę dla nich zrobić...

wtorek, 14 października 2014

Dzień Dziecka - tego w niebie!

15 października.. to kolejny już Dzień Dziecka Utraconego, który obchodzę.
Już od dłuższego czasu w głowie myśli biegają, że to TEN dzień, że wyjątkowy, że radosny i smutny zarazem, że chciałabym by był wyjątkowy...

Ostatnio ciężko zebrać myśli by powspominać, rodzi się we mnie poczucie winy, żal że już nie poświęcam im tak dużo siebie.
Tak wiele się przecież zmieniło.



Jednak jutro to będzie ich dzień, jutro znajdę czas by powspominać...pomimo że wspomnienia bolą, że napływają łzy a tęsknota jest wtedy silniejsza to mam nadzieje już zawsze ten dzień poświęcać im!


Po raz kolejny rozczuliło mnie opowiadanie Sylwetki o Dniu Dziecka Ukochanego.
Pozwolę sobie zacytować całe sedno nadziei którą żyją rodzice po stracie:

"..I teraz najważniejsze... chociaż mieszkamy w Aniołkowie, to nasi Rodzice nawet na chwilę nie przestali nas kochać. I wiedzą, że za aniołkową chwilę spotkamy się i będziemy już razem na zawsze..." 


Kochani, to już 617 dni bez Was...
617 dni tak bardzo różnych i złych i tych trochę lepszych...
617 dni na ziemi a to tylko odrobinka z "Aniołkowej chwili"


środa, 17 września 2014

Jak obiecałam...

Jak obiecałam.. przychodzę z sercem przepełnionym radością, szczęściem, uśmiechem!

Pojawiło się znienacka.
Podczas porannej toalety.
Zaraz po krótkiej pogawędce AGUU i AAA
Po podaniu witaminek i kropelek.
W jej ulubionym miejscu - na przewijaku
...Zaśmiała się! W głos się zaśmiała!!

po pierwszym razie z niedowierzaniem kontynuowałam rozśmieszanie jej aż po chwili zaśmiała się ponownie, jeszcze głośniej a mnie popłynęły łzy.. z radości!

Idziemy teraz na spacer, do chłopców im też powiedzieć, chociaż oni już pewnie wiedzą... :)

niedziela, 17 sierpnia 2014

Rodzinka w komplecie

Czy pozując do zdjęcia selfie we trójkę na plaży - my i Oliwka - jesteśmy rodzinką w komplecie?
Myślę że w pewnym sensie tak! wierze w to ze tam gdzie niebo tam i nasi chłopcy, spoglądają na nas i cieszą sie z naszych radosnych dni we trójkę na żywo, a w piątkę w sercach...

To był szybki wypad na krótki urlop, nasza Buba (bo tak nazywa ją tata) spisała sie na medal, morskie powietrze jej slużylo, a najedzona i przebrana moze leżeć z nami w łóżku obdarzając nas coraz śmielszymi uśmiechami powodując u nas zupełną błogość i zatracenie czasu...

środa, 6 sierpnia 2014

Lek na całe zło...

I jest... juz od miesiąca jest z nami Oliwka!
Ciężko było sie przełamać by tu o tym napiać - wkońcu to blog dla chlopcow, moja terapia...
ale od teraz niech to będzie blog rodzinny dla chłopców [*] i niej <3
I obiecuje sobie by przychodzić tu nie tylko wtedy gdy smutek przepełni mnie całą ale także wtedy gdy ogarnie mnie nieposkromiona radość!
Bo dni radosnych jest dużo, dużo więcej...

Nie potrafię jeszcze ogarnąć tego jak to jest, ze prosto z brzucha trafiła w moje ramiona - taka cudowna, wspaniała, idealna i tak podobna do Tymka.

A teraz kiedy już trochę się poznałyśmy nie mogę nadziwić się ze to ja - mama - jestem dla niej wszystkim (no, tata też jest ;-) ) lekiem na ból, na płacz, na mokrą pieluche, na głod - jestem takim lekiem na całe zło i jest to wspaniałe uczucie <3

niedziela, 1 czerwca 2014

Już czerwiec!

Długo... oj długo mnie nie było...
Blog ma pełnić funkcje terapeutyczną, ma być miejscem w którym zawsze mogę się wypłakać.
Czy to znaczy ze przez tyle miesięcy nic mi nie było? nie tęskniłam, nie płakałam?

I tęskniłam, i płakałam jednak chyba mimowolnie starałam się unikać tego bloga, unikać for dla rodziców po stracie dziecka. Nie chciałam sama powodować że myśli zbyt intensywnie wracają, że strach znów miałby urosnąć do niemożliwych do ogarnięcia rozmiarów, nie mogłam czytać o kolejnych stratach, o przypadkach chorób u dzieci o tym że znów ktoś tak potwornie cierpi!

To taki pancerz ochronny dla Oliwki, która dość szybko i żywiołowo reaguje na podwyższony poziom emocji u mnie.
Każdy atak płaczu i tęsknoty udaje/udawało mi się szybciej ogarnąć.
Jeden jej ruch w brzuchu, delikatny kopniak i pamiętałam już że nie jestem tylko ja i moja rozpacz. W myślach słowo "przepraszam"... Przepraszałam Oliwkę, że narażam ją na swój stres. I chłopców że nie mogę ich odpowiednio opłakać.

Ale dziś, mogę chyba napisać że już jest lepiej.
Gdy po śmierci chłopców, ktoś sugerował mi, że powinnam szybko zajść w ciąże, że wtedy będzie mi lepiej to myślałam że wygryzę pół twarzy, bo jak ktoś mógł proponować coś tak bezczelnego - ja nie chciałam nawet na chwilę zapomnieć o chłopcach.
A teraz, kiedy to się stało, kiedy jestem już prawie na finiszu myślę że to jedna z lepszych rzeczy która mi się przytrafiła. Wprawdzie nigdy nie zapomnę że mam już dwóch synów, myślę że nigdy nie miną te dni kiedy chce się tylko płakać, wspominać i tęsknić ale jest inaczej...
Stojąc na cmentarzu nie ma już tego histerycznego płaczu i pytań "dlaczego", jest delikatny powiew spokoju, jest radosne przywitanie, są życzenia dobrej zabawy w niebie i prośby o opiekę.
Przeraża mnie tylko świadomość, że mając chłopców przy sobie z wielkim prawdopodobieństwem nie było by Oliwki. Przeraża, bo już nie wyobrażam sobie życia bez niej.



Minął dzień matki...w ubiegłym roku prosiłam  o ciepły powiew spokoju, lekki wietrzyk pełen ciepłego oddechu o myśl która już nie dręczy, tylko koi  - w tym chyba dostałam co chciałam - dziękuje moi kochani!

Dziś dzień dziecka, w sercu lekki żal, że znów tak mało możemy Wam dać ale jest i wiara że przecież Wy tam wszystko macie i z pewnością dzień dziecka jest tam każdego dnia.
Niestety w ostatnim czasie dołączyło do Was dużo za dużo innych Aniołków więc znów proszę Was - zaopiekujcie się i nimi i wszyscy razem dbajcie o swoje rodziny tu na ziemi.


Kocham, tęsknie i dziękuje! <3

piątek, 7 marca 2014

Cisza.... ale nie spokój

Cicho tu u mnie... minął kolejny miesiąc i nie zdobyłam się nawet na posta...
Wstyd mi bo nie przeżywałam tych dni (4tego i 5tego) odpowiednio... prawie co zapomniałam...

Cicho tu u mnie... ale nie jest spokojnie
Lęk i niepokój czekają na mnie na każdym kroku.
Mimo ogromnych chęci, by być opanowaną, spokojną, by ufnie patrzeć w przyszłość, w której będzie z nami Oliwka to i tak jest ciężko.
Czasem, najczęściej w nocy w okolicach 1:30 (kiedy to i z chłopcami obudziłam się bo poczułam że jest coś nie tak), budzę się, strach mnie paraliżuje, mam dreszcze a po chwili jestem zlana potem, czuję niepokój, czarne myśli wracają.
W takich chwilach nic nie pomaga, nie pomaga wiercenie się, nie pomaga podsłuchiwanie ruchów dziecka, nie pomaga wzięcie leków, picie gorącego mleka na lepszy sen. Nie pomaga racjonalne myślenie że przecież nic się nie dzieje, że jest inaczej. Nie pomagają modlitwy i dziesiątki różańca odmawiane na palcach

I jest tylko strach, który tak mocno ściska mnie za gardło że aż ciężko oddychać.

Wielkimi krokami zbliża się czas ciąży, kiedy rozpoczęła się akcja porodowa Tymka.
Chłopcy, dziś znów proszę Was tak jak każdego innego dnia zaraz po przebudzeniu i tuż przed snem:
ześlijcie sił na przeżycie kolejnych dni i opiekujcie się nami. Wierzę że wiele Wam już zawdzięczam i wciąż zuchwale proszę o jeszcze!

środa, 5 lutego 2014

Możesz...

"Możesz płakać że już Go nie ma 
lub możesz być szczęśliwym, że był z nami. 
Możesz zamknąć oczy i modlić się, żeby wrócił, 
możesz też otworzyć oczy i ujrzeć wszystko, co zostawił.
Możesz mieć pustkę w sercu, ponieważ Go nie widzisz
lub możesz być pełen miłości, którą z Nim dzieliłeś. 
Możesz się odwrócić od jutra i życ dniem wczorajszym
lub wyczekiwać jutrzejszego dnia dzięki temu co było wczoraj. 
Możesz pamiętać tylko to, że odszedł, 
lub pielęgnować wspomnienia o nim i pozwolić im trwać. 
Możesz płakać i zamknąć się w sobie, 
mieć w sercu pustkę i odwrócić się tyłem do życia
lub możesz zrobić to co On by chciał: 
uśmiechnąć się, otworzyć oczy, kochać i iść do przodu..." *



Rok, tak bardzo mnie zmienił, tak bardzo zmienił moje życie i wszystko dookoła. 
Rok, przez ten czas wylałam więcej łez niż kiedykolwiek nawet myślałam. 
Rok, który mimo wszystko nauczył mnie nowych rzeczy, uczuć, wiary w to co potem.
Rok, po którym dziś potrafię napisać, że jestem silna - przeżyłam najgorsze. 
Rok, który niestety nie wiem czy całkowicie wystarczył by przeżyć żałobę, nie wiem czy kiedykolwiek nie będę chwilami czuła się matką w żałobie. 

I tak jak przed rokiem napiszę, że: 
Nie wiedziałam że można tak kochać i tęsknić że boli,
ja tak kocham i tęsknie, że aż boli...



* Sylwetko, nie mogłam się powstrzymać i skradłam...

poniedziałek, 3 lutego 2014

I still miss you...



" I thought that things like this get better with time
But, I still need you, why is that?
You're the ony image in my mind
So I still see you around..."


Rok temu leżałam już w szpitalu, ale natchniona nową nadzieją że się uda, że wody płodowe się odnowią, że dam rade, choćbym do końca miała nie podnosić się z łóżka - to dałabym rade
Los zadecydował inaczej... Następnego dnia Tymek już był z nami...

To już będzie rok... Anielski rok moich dzieci

Czasem myślę, mój Boże, to już rok minął - to tak dawno... jednak po chwili wspomnienia znów są bardzo żywe i nawet jakby bolało tak samo...
Bo boli, często jeszcze boli choć już nie tak mocno,
Ale tęsknie, tęsknie jakby coraz mocniej i bardziej...

Chciałabym móc przygotowywać dla Was prawdziwy tort ze świeczkami,
Chciałabym móc rozpakowywać z Wami prezenty
Chciałabym móc patrzeć na uśmiechy, żarty i zabawy...



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rok temu, 4 lutego o 14:25 zrodziłeś się syneczku.
Dziś cieszę się że mogłam spędzić z Tobą te kilka chwil, choć serce pękało z bólu na widok Twojego maleńkiego ciałka podłączonego pod te wszystkie sprzęty, to dziś celebruje ten widok w swoich myślach i wspomnieniach.

Bawcie się dobrze w Wasze Anielskie urodzinki z innymi małymi Aniołkami.
Ah tylko proszę, wciąż opiekujcie się siostrą :*

czwartek, 16 stycznia 2014

Nie zrozumiem

Odkąd straciłam dzieci i zaczęłam pisać bloga spotkałam się z wieloma Aniołkowymi mamami a co za tym idzie z wieloma historiami strat, śmierci, sposobów radzenia sobie z żałobą a także pocieszeniem, że da się jeszcze żyć.

Jakiś czas temu na jednym z blogów matki po stracie spotkałam się z pewnego rodzaju oskarżeniem, pouczeniem jak powinna teraz żyć, zarzuceniem jej niedojrzałości i "babrania" sie w żałobie. 
Parę dni temu sytuacja powtórzyła sie. 

I nie mogę zrozumieć, jak ludziom przychodzi łatwo ocena zachowania rodziców po stracie. 
Nigdy nie odważyłabym się powiedzieć do matki która straciła dziecko "rozumiem co czujesz" jeśli nie straciłabym dziecka. 
Nikt nigdy nie powinien kazać nam rodzicom po stracie "stanąć na nogi" "przestać płakać", "skończyć użalanie się nad sobą" i co najważniejsze przestać przeżywać na NASZ WYBRANY sposób żałoby.

Często słyszymy rady i pocieszenia że trzeba wierzyć, trzeba walczyć, mieć nadzieje - owszem! i pewnie każdy rodzic po stracie po pewnym czasie zaczyna żyć tą nową nadzieją, mieć siłę do walki! ale nie można narzucić kiedy to powinno nastąpić!
czemu ludzie tak bardzo minimalizują to że ktoś stracił dziecko!? już kiedyś pisałam, że wdowej, nie odmawia się możliwości przeżywania żałoby przez rok czasu, czemu zatem tą naszą żałobę do przeżycia - która nie ma sformalizowanych ram czasowych - tak bardzo ktoś stara się skrócić poprzez zapomnienie, nie myślenie, stanięcie na nogi! 

Powtórzę jeszcze, że ten blog był i jest dla mnie terapią, miejscem w które zawsze mogę się wypłakać. Ponieważ tematyka dotyczy straty dziecka, chce pisać tu głównie o tym. Dlatego może jest on przygnębiający, smutny, czasem może wyciskać łzy. Bo przychodzę tu właśnie wtedy kiedy tego potrzebuje i ja tu wylewam swoje żale i łzy! W życiu realnym wciąż walczę, wciąż zakładam maskę normalności, teoretycznie przecież stanęłam na nogi.
Może blogi innych matek po stracie mają ten sam cel terapeutyczny? Zastanów się nad tym drogi czytelniku, zanim wydasz niewyobrażalnie głupi i oskarżający komentarz!

nie chcę by pamięć o moich dzieciach znikła, nigdy nie uda się zastąpić tej ogromnej pustki, tego żalu i tęsknoty. Tych lepszych dni jest coraz więcej, ale już zawsze będą też takie gdy wspomnienie tego co się stało będzie jakby na wyciągnięcie ręki, wtedy będzie znów boleć tak samo mocno, wtedy pewnie też tu przyjdę...



czwartek, 9 stycznia 2014

Jeszcze...3 tygodnie

Tak, jeszcze 3 tygodnie do rocznicy, a to ciągle wydaje się być tak niedawno.

W niedziele minęła kolejna miesięcznica jak zmarł Tymuś, nie mogłam tego dnia pójść nawet na cmentarz.
Zamiast tego jechałam do szpitala w obawie przed utratą rodzeństwa chłopaków.
Bardzo sie bałam, jak zwykle czarnowidztwo powróciło, zbieżność dat nie ułatwiała mi myślenia o dobrych rzeczach.

W myślach, jak zawsze kierowałam swoje prośby właśnie do nich, by się nami opiekowali, by nie pozwolili na to by odeszło ode mnie kolejne dziecko, że przecież nie zasłużyłam na tak wielkie cierpienie więc chciałam by szepnęli tam u góry komu trzeba by mnie od tego uchronić, by nie wpaść znów w dół rozpaczy.

jak byłam w ciąży z chłopcami, o Piotrusiu lekarz mówił "to dziecko jest ewidentnie chore", to tak bardzo bolało, każde badanie, każde usg przyprawiało o omdlenia, mdłości, paniczny strach. Mimo że teraz lekarz mówi "to dziecko wygląda bardzo dobrze" to paniczny strach i mdłości zostały.
Jest jeszcze zawsze to uczucie, czemu z nimi nie mogło być dobrze, czemu tak się stało, czemu nagle to życie zmieniło nam tak radykalnie plany i nadzieje na przyszłość...
Jak zwykle odpowiedzi nie ma, ból i tęsknota zawsze będą

środa, 1 stycznia 2014

Jaki był 2013?

Gdyby chcieć opisać jakoś rok 2013, to było by chyba proste...
Był fatalny!
Skopał mnie po nerkach i piszczelach ale najgoresze że zostawił tak ogromną ranę w sercu, która już nigdy się nie zagoi...

31.12.2012 roku odbierałam wyniki amniopunkcji moich dzieci, ten dzien zapoczątkował opłakany rok 2013

Ale udaje mi sie podnosić po każdym załamaniu, po każdej porażce i jestem silna, na tyle silna ile przystało na Aniołkową mamę.

31.12.2013 roku miałam ważne usg dziecka, które noszę pod swoim sercem i wierzę że ten dzień zapoczątkował nowy dla nas rok, lepszy.

2014 roku - nie boję sie już ciebie!!