piątek, 19 kwietnia 2013

Rozmowy albo ich brak...

"Osieroceni rodzice borykają się z poczuciem przegranej, z przeświadczeniem, że cała ich przyszłość zawiera jedynie ból. I w pewnym stopniu mają rację. Ból niewątpliwie pozostanie integralną częścią ich życia. Strata dziecka nie zblaknie w ich pamięci ani we wspomnieniach. Z każdym dniem może natomiast stawać się coraz prawdziwsza, coraz bardziej bolesna. A osieroceni mogą znaleźć się w zamkniętym kręgu wypełnionym żałobą, do którego dopuszczeni zostają jedynie im podobni – kolejni osieroceni.
Rodzice utraconego dziecka często czują się osamotnieni, pozbawieni wsparcia najbliższych.
Zamykanie rodziców, którzy utracili swoje dzieci, w ochronnym kręgu milczenia, uniemożliwia im przejście pełnego cyklu żałoby. Pozbawieni wsparcia zapętlają się we wspomnieniach, irracjonalnie obwiniając się o śmierć ukochanego dziecka. Raz po raz wracają do wydarzeń, które poprzedzały zgon wierząc, że za którymś razem uda się dostrzec co zrobili nie tak.
Często po śmierci dziecka ni z tego, ni z owego ich świat staje się światem ciszy. I nie chodzi tylko o brak dziecka, które odeszło. Rozpada się także większość kontaktów, które do tej pory utrzymywali. Ich telefony milczą jak zaklęte, a znajomi i przyjaciele jakby zapadli się pod ziemię. Nie złożyli nawet kondolencji.
Rodzice zmarłych dzieci czują się więc potwornie samotni. Zostawieni samym sobie w najgorszym momencie ich życia.Dla opłakujących dziecko rodziców najlepsze co można zrobić, to przede wszystkim być przy nich. Nie warto tworzyć kwiecistych kondolencji. Nie one sa przecież najważniejsze. Lepiej zaoferować pomoc, dać do zrozumienia, że można na nas polegać, zadzwonić i po ludzku porozmawiać. Posłuchać i pomilczeć.
Wbrew pierwszym decyzjom i uczuciom, osieroceni rodzice potrzebują innych ludzi. Możliwość wygadania się, wypłakania na czyimś ramieniu lub pomilczenia wraz z drugą osobą jest dla nich często jedyną drogą prowadzącą do pozostawienia za sobą żałoby i odzyskania wewnętrznej równowagi”.

Powyższy tekst znalazłam na blogu jednej z  Aniołkowych Mam.

Trochę męczy mnie sytuacja, jak bardzo po wartościowali się nam znajomi...  z niektórymi nie mamy wcale kontaktu... ale może nie było go już wcześniej? pewnie tak, tylko może wtedy nie było to aż tak dokuczliwe...
Co jakiś czas, kiedy znika mój nastrój "niechcemisizmu" i "olewajtonisizmu" zastanawiam się ile winy jest we mnie...

Ostatnio, trochę "za pomocą" męża podczas jakiejś niewielkiej kłótni zrozumiałam, że to chyba zaczęło sie już wcześniej, że to niepłodność mnie zmieniła...
Według szanownego małżonka, działam jak tasak - ścinam ludzi...chociaż...może ma racje
Nie rozumiem ludzi, którzy na siłę próbują mi wmówić, że "będzie dobrze"...
zarówno w niepłodności jak i w mojej żałobie ja wiem, że NIE będzie dobrze, a taka gadka powoduje tylko moją frustrację więc od razu "ścinam" osobę wydającą taką opinię że przecież NIE będzie dobrze bo: (i tu wiele przykładów, kolejnych przeszkód i najważniejszy argument że ja już przecież ZAWSZE będę miała swoje dzieci w niebie a nie przy sobie!)
I tak to się odbywa na jeszcze inne, według mojej opinii, głupie odzywki, więc mąż ma trochę racji...potrafię "ściąć" ludzi... na swoją obronę dodam, że owe ścinanie nie występuje w przypadku każdej osoby.

Ale Ci, którzy doświadczają mojego ciętego charakterku powinni docenić, że zaliczam ich do grona bliższych znajomych i że staram sie być z nimi szczera, i szczerze mówię o swoich lękach, obawach i przykrościach tak samo jak mówiłabym o chwilach tych radosnych...
Szkoda tylko, że dla niektórych tak ciężko jest znosić żałobę rodziców po stracie...na tyle ciężko, że wolą wcale się nie odzywać...

2 komentarze:

  1. Ja już do owych "ścięć" się przyzwyczaiłam...na nas zawsze możesz liczyć...wcześniej teraz i później...:*

    OdpowiedzUsuń
  2. W moim otoczeniu nikt nie doświadczył takiego bólu jak Wy...Ale gdyby było inaczej -nie wiem czy umialabym się odnaleźć w takiej sytuacji ? Nie wiem czy sama również bym nie zamilkła. Myśląc, że jak nie będę o tym mówić, nie będę podsycać bólu zrozpaczonego Rodzica...
    Nie umiemy się zachować w takich sytuacjach .
    Nie przypuszczałam, że tak bardzo chce się "wykrzyczec" swój ból. Że to takie potrzebne...
    Być może Twoi znajomi również żyją w takim błędnym przekonaniu...

    OdpowiedzUsuń