Podsumowując, było całkiem ok, na pewno mniej płakałam a i nawet były chwile kiedy się śmiałam - szczególnie te po lampce wina, które po tych miesiącach działało na mnie wyjątkowo szybko. Wybraliśmy się nawet na diabelski młyn w liverpoolu i na, jak się ostatecznie okazało, całkiem spore zakupy.
Tylko zawsze po tych radosnych chwilach przychodziła z powrotem ta okropna myśl "jak mogę się śmiać, skoro straciłam swoje dzieci"...
Zastanawiam sie czy jeszcze bede potrafiła się śmiać, bez natychmiastowego wspomnienia Tymka i Piotrka, czy jeszcze moje oczy będą wesołe, czy nauczę się z tym żyć, bo nie mogę uwierzyć że to koniec, bo przecież tak niewiele brakowało nam do szczęścia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz